Tym razem krótki post dotyczący
Nagrody Literackiej Nike. Na początku września poznamy 7
finalistów nagrody, a na początku października poznamy laureata.
Dla zainteresowanych: http://www.nike.org.pl/strona.php?p=7&cid=63.
Odkąd pamiętam z wypiekami na twarzy
oczekiwałam na decyzję o laureacie. Tak dla przypomnienia, w tamtym roku
laureatką nagrody została Joanna Bator. Moim zdaniem, bardzo zasłużenie, „Ciemno,
prawie noc” to powieść, którą pochłonęłam w dwa dni. Jest w niej wszystko to co
lubię: ciekawy język, dolny Śląsk, wojna i okres powojenny, historia Ziem
Odzyskanych, kwestie polsko-niemieckie, wspaniały psychologiczny portret
bohaterów, kobieta, jako główna bohaterka, poszukiwanie własnej tożsamości, wartka
akcja oraz oczywiście wątki kryminalne. Dodam jeszcze tylko, że Szczepan
Twardoch i jego „Morfina”*, która także była nominowana w tamtym roku, jest równie dobra.
*Recenzja „Morfiny” oraz poprzedniej
powieści Sz. Twardocha „Wieczny Grunwald” już wkrótce na blogu.
W tym roku w kolejce do nagrody
stoją m.in.:
- za powieści: Justyna Bargielska
„Małe lisy”, Brygida Helbig „Niebko”, Wiesław Myśliwski „Ostatnie rozdanie”, Jerzy
Pilch „Wiele demonów”, Patrycja
Pustkowiak „Nocne zwierzęta”,
- za reportaż: Małgorzata Rejmer „Bukareszt. Kurz i krew”.
Wymienione wyżej książki to te,
które już przeczytałam albo mam zamiar to zrobić z uwagi np. na zachęcające
opisy wydawców.
·
Justyna Bargielska „Małe lisy” – „Obsoletki”
Bargielskiej były zachwycające i mam nadzieję, że tak będzie też z „lisami”,
· Brygida Helbig „Niebko” – pozycja przygotowana do przeczytania,
bo: kwestie polsko-niemieckie, motyw chęci spisania rodzinnej sagi, odkrywanie
własnej tożsamości, poza tym: podoba mi się okładka książki,
·
Wiesław Myśliwski „Ostatnie rozdanie” – przeczytałam,
wkrótce recenzja,
·
Jerzy Pilch „Wiele demonów” - przeczytałam, wkrótce
recenzja,
· Patrycja Pustkowiak „Nocne zwierzęta” - pozycja przygotowana
do przeczytania, bo: znowu podoba mi się okładka, lubię debiuty powieściowe za ich
świeżość i naturalność, w Internecie natknęłam się na bardzo dużo
złych komentarzy, a że lubię takie komentarze weryfikować sama, książka znalazła się na
mojej liści do przeczytania,
· Małgorzata Rejmer „Bukareszt. Kurz i krew” – świetna książka
pod każdym względem, o czym poniżej………
Uwielbiam Hertę Müller, historie o
Transylwanii i Wladzie Palowniku oraz historię powojenną bloku wschodniego, a
więc przyszedł czas żeby dowiedzieć się czegoś więcej o stolicy krainy Karpat i
Drakuli.
Reportaż Małgorzaty Rejmer przede
wszystkim pokazuje prawdziwą fascynację autorki Bukaresztem, miastem rządzonym
obecnie przez bezpańskie psy, miastem, gdzie czasy dawnej świetności (przed
wojną stolica Rumunii porównywana była do Paryża) mieszają się nieustannie z
duchem Ceausescu.
Najbardziej,
może dlatego, że jestem kobietą i matką, uderzyła mnie historia tzw. „dzieci z dekretu”
. Oczywiście wcześniej już o tym słyszałam, ale Rejmer przedstawiła prawdziwe
historie kobiet z tamtych brutalnych czasów oraz historie dzieci, które zostały zmuszone,
aby się narodzić w reżimie Ceausescu, w kraju ludzi głodnych, zmarzniętych
i wszech-inwigilowanych. To właśnie opowieści ludzi, z którymi Rejmer
rozmawiała, tworzą tajemniczą aurę wokół Bukaresztu. I chociaż jest to aura brzydoty i niezgrabności Bukaresztu to myślę, że wielu
z was zachwyci Bukareszt przedstawiony w książce. Miasto nieufne, brzydkie, ale
w swej brzydocie piękne i eklektyczne… niezapomniane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za pozostawienie każdego śladu w mojej przestrzeni:)