W
czwartek miałam niewątpliwą przyjemność uczestniczyć w spotkaniu literackim z pisarką
Olgą Tokarczuk*. Spotkanie odbyło się w arcymiłej atmosferze, pisarka okazała
się być po prostu boska, opowiadała w fascynujący sposób. Może to, co napisałam
to banały, ale cóż, sama prawda. Na spotkaniu autorka mówiła głównie o swojej
nowej książce – „Księgi Jakubowe albo wielka podróż przez siedem granic, pięć
języków i trzy duże religie, nie licząc tych małych, opowiada przez zmarłych, a
przez autorkę dopełniona metodą koniektury, z wielu rozmaitych ksiąg
zaczerpnięta, a także wspomożona imaginacją, która to jest największym
naturalnym darem człowieka” (tak jest! tak brzmi tytuł nowej powieści
Tokarczuk), ale było też trochę o początkach jej pisania i innych jej
książkach. Miło jest mi napisać, że jej poglądy na literaturę są zaskakująco podobne
do moich.
Na
wstępie pisarka podzieliła się z nami informacją, że swoją nową powieść pisała
aż przez 6 lat. Powód jej napisania jest dla mnie po części nieznany, bo
autorka stwierdziła, że nigdy za bardzo nie interesowała się historią. Postanowiła
jednak stworzyć prawdziwą, epicką powieść historyczną. A wszystko zaczęło się w
1996 r. od znalezienia przez pisarkę w jednym z antykwariatów „Księgi słów
Pańskich” Jana Doktóra – zbioru wykładów Jakuba Franka (głównego bohatera
najnowszej książki Tokarczuk). To one stanowiły przyczynek do dalszych
twórczych poszukiwań.
Pisarka
nie wahała się, aby przedstawić kawałek wspaniałej, wielokulturowej i wielonarodowościowej
polskiej historii, ale bez sienkiewiczowskich wpływów. Stworzyła więc swego
rodzaju antytrylogię. Chciała przedstawić inną wizję polskości niż u Sienkiewicza.
Postawiła więc na inną, bardziej prawdziwą Polskę - tygiel wielu narodów i
języków, Polskę nie tylko szlachecką, ale i chłopską, mieszczańską, biedną,
pańszczyźnianą, żydowską….
W
tytule powieści znalazło się słowo „koniektura” – oznacza ono tyle, co łatanie
przez archiwistów „dziurawego”, uszkodzonego tekstu. I to też uczyniła
Tokarczuk w swojej nowej książce – dopowiedziała to, co zostało nagryzione
zębem czasu.
„Księgi
Jakubowe…” to jednak nie tylko typowa powieść historyczna. Napisana z
perspektywy człowieka dzisiejszego staje się powieścią współczesną.
Jeżeli
ktoś już rozpoczął czytanie „Ksiąg Jakubowych” na pewno zauważył, że strony są
numerowane od tyłu. Pisarka wyjaśniła na spotkaniu, że jest to jej ukłon w
stronę pism żydowskich, hebrajskich, z którymi zapoznawała się w procesie
tworzenia powieści.
Powieść
to najdoskonalsza forma literatury. Dla Tokarczuk poezja (ani żaden inny
gatunek czy rodzaj literacki) nie może się równać z powieścią w żaden sposób. I
tutaj zgadzam się z nią absolutnie. Uwielbiam klasyczne, poczciwe, prawdziwie
epickie powieści. Zwłaszcza teraz, gdy pogoda nie sprzyja, kilkaset stron,
opisowy rozmach i monumentalizm, do tego historia Polski w tle = idealna propozycja na
jesienno-zimowe wieczory. Dopiero ruszyłam z moimi „Księgami Jakubowymi…”, a
już ostatni wieczór mogę zaliczyć do bardzo udanych. „Księgi Jakubowe” to powieść szyta na moją miarę.
*Tak
dla przypomnienia: Olga Tokarczuk jest autorką następujących książek (np.): „Prawiek
i inne czasy”, „Dom dzienny, dom nocny”, „Prowadź swój pług przez kości
umarłych”, „Bieguni”, „Gra na wielu bębenkach”, „Podróż ludzi księgi”.
Muszę nadrobić bo nie znam tej pisarki.
OdpowiedzUsuńGorąco polecam, zwłaszcza "Biegunów" i „Prowadź swój pług przez kości umarłych” (swoją drogą ta książka ma być podobno zekranizowana przez Agnieszkę Holland).
Usuń