piątek, 19 sierpnia 2016

SPOSÓB NA ZWIĄZEK IDEALNY - "FATUM I FURIA" LAUREN GROFF



Najgłośniejsza książka ubiegłego roku to "Fatum i furia" Lauren Groff. W Polsce może nie najgłośniejsza, ale w Stanach to już na pewno. Dlaczego? Bo książką zachwycił się sam Barack Obama. Poza tym została uznana za książkę roku Amazona.  

O czym jest książka? O dwudziestu latach małżeństwa pewnej pary, które zostały połączone z wątkami z dzieciństwa i młodości małżonków, Lotta (a właściwie Lancelota) i Mathilde. 
Lancelot to niedoszły aktor i zdolny dramatopisarz, Mathilde - zawsze wspierająca żona. Lauren Groff początkowo chciała wydać dwie książki. W końcu jednak podzieliła powieść na dwie części. 
Pierwsza część, punkt widzenia Lancelota na życie własne i życie wspólne, to w gruncie rzeczy bardziej wyobrażenia i fantazje na temat siebie, małżeństwa i żony. Lancelot ma pewną wizję tego, co się dzieje wokół, którą z początku uznajemy za bardzo obiektywną i nieskalaną emocjami. Wkraczając jednak w drugą część książki, czyli historię Mathilde, obraz przedstawiony przez Lancelota traci na prawdziwości. Okazuje się, że Mathilde "wyobrażona" nie ma nic wspólnego z prawdziwą Mathilde (nawet imię ma inne). Także Lancelot i jego dramatopisarski geniusz stają pod znakiem zapytania. 

Tytuł i treść książki (m.in. opisy sztuk teatralnych autorstwa Lotta) często nawiązują do tragedii antycznej.
Angielski tytuł to "Fates and furies" - Polacy zrezygnowali z liczby mnogiej, co nie było dobrym zabiegiem (jak zwykle zresztą). Lancelotem rządzą bowiem Mojry - boginie przeznaczenia, a Mathilde - Furie, demony zemsty. Czego możemy dowiedzieć się z książki? Że można żyć/być ze sobą kilkadziesiąt lat i nic nie wiedzieć o drugiej osobie? Że kobietom łatwiej udawać? Że mężczyznom wystarczą pozory? Że życie to teatr (zresztą w całej książce znajdują się mniej lub bardziej pretensjonalne odwołania do Szekspira)? Że można kochać i nienawidzić jednocześnie?

Moja opinia? Powieści Groff nie czyta się lekko i przyjemnie. Pierwsza część jest dosyć monotonna, mało wciągająca. Drugą czyta się szybko i pozostawia pewien niedosyt. Miałam wrażenie, że autorka najpierw nie mogła się "rozpisać", za to drugą część chciała mieć jak najszybciej z głowy. Poza tym razili mnie drugoplanowi bohaterowie, bez wyrazu, nieciekawi. Coś tam zaczyna się dziać w drugiej części, ale pisarce nie wystarczyło już chyba chęci i motywacji, żeby pewne wątki poprowadzić interesująco. Historia stara, jak świat, dobry pomysł na narrację i literackie aluzje to nie wszystko, żeby stworzyć powieść, która wciąga i intryguje.
Generalnie, powieść jest bardzo przeciętna. Brawa za dobry PR! 

Czekam na Wasze opinie :)

P.S. Gdzieś pojawiła się opinia, że "Fatum i furia" to książka dla "znawców" i dojrzałych czytelników. No cóż...literackie podteksty i nawiązania do antyku to nie wszystko. Każda książka ma przede wszystkim NIE NUDZIĆ.

czwartek, 28 lipca 2016

"MAGIA SPRZĄTANIA" MARIE KONDO W 3 ZDANIACH

kaboompics.com
Albo sprzątanie nie ma dla mnie żadnych tajemnic albo książka japońskiej "pani od sprzątania" nie jest taka świetna. 
Po zeszłorocznych zachwytach nad książką wreszcie udało mi się ją wypożyczyć. Co prawda jestem zadowolona ze swojego domu i systemu sprzątania, byłam jednak bardzo ciekawa, co Marie Kondo może mi zaproponować. A zaproponowała mi w dużej mierze frazesy, slogany i powtórzenia. Co drugie zdanie jest o tym, jaką to radość daje sprzątanie oraz, że czysty dom odmieni moje życie. Hm... mam czysty dom i jakoś to nie odmieniło mojego życia. Tym bardziej, że znam osoby żyjące w bałaganie bardziej lub mniej kontrolowanym i są szczęśliwi - naprawdę są szczęśliwi, nie tylko na takich wyglądają. 
Jeżeli spodziewacie się porad typu: jak sprawić, by kurz nie osiadał na meblach albo gdzie przechowywać biżuterię - tu ich nie znajdziecie. 
Książkę można streścić w trzech zdaniach:

1. Wyrzuć wszystko, absolutnie WSZYSTKO, co nie sprawia Ci radości  i nie jest Ci absolutnie niezbędne.
2. Kupuj nowe produkty dopiero po zużyciu starych (tzn. nie chomikuj 10 szamponów o różnych właściwościach).
3. Przedmioty, które zostały pochowaj do szafek - łatwiej wtedy sprzątać.

Książka Marie Kondo to kolejna poradnikowo-motywacyjna kombinacja wykreowana na must-have sezonu przez wiele znanych i mniej znanych osób. Nie wiem, czy te osoby przeczytały więcej niż 10 stron "Magii sprzątania", bo tyle mnie więcej da się przełknąć. Poza tym książka jest nudna. Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, ale książka mogła być ciekawa chociażby poprzez historie rożnych sprzątanych domów i ich mieszkańców. Jednak nawet tutaj jest drętwo. Wspomnę jeszcze o paru błędach korektorskich, których nikt nie wychwycił. Moim zdaniem, jeżeli mamy zamiar prowadzić tak szeroko zakrojoną kampanię reklamową danej książki, powinniśmy zadbać o jakość. Tu: oprócz okładki, nie ma na co patrzeć, nie ma co czytać. 
Niedawno "krytykowałam" książkę Garance Dore, kolejny z must-have'ów, ale muszę przyznać, że tam przynajmniej są ładne zdjęcia.
"Magia sprzątania" powinna zachęcać do odgruzowania własnego mieszkania, żeby móc ogarnąć się z własnym życiem. Właśnie - powinna - bo jest tak monotonna, że od razu odechciewa się otwierać szafy.

P.S. Marie Kondo trzyma książki w szafce na buty - takiej profanacji nie mogłam  wybaczyć :)

Czekam na Wasze opinie :) może komuś książka jednak przypadła do gustu?

piątek, 10 czerwca 2016

KSIĄŻKI NIE-DOCZYTANE - "PTAK DOBREGO BOGA" JAMES McBRIDE, "ŁASKAWE" JONATHAN LITTELL

kaboompics.com

Czy można nie doczytać amerykańskiego bestsellera? Nie przebrnąć przez klasyczną pozycję polskiej literatury? I jeszcze przyznać się do tego?
Zaczynam od wychwalanej i pewnie bardzo dobrej książki Jamesa McBride'a "Ptak dobrego Boga". Wydawca skusił mnie historią rodem z powieści awanturniczych Marka Twaina, Ameryką z czasów przedsecesyjnych, poczuciem humoru oraz sugestywnym językiem...no i tutaj pojawił się problem. Autor książki, ażeby przybliżyć nam postać narratora, posługuje się językiem w sposób nie szanujący podstawowych zasad gramatyki. I o ile kwestie formułowania zdań i quasi-archaizacja języka jest w porządku w książkach "z epoki" to błędy ortograficzne (które pewnie miały bardziej uwiarygodnić narratora) póki co są dla mnie nie do przebrnięcia. Może jestem ostatnio trochę zmęczona, ale już trzy wieczory z rzędu usiłuję zacząć czytanie "Ptaka..." Aktualnie jestem na stronie 26, skończyłam pierwszy rozdział i... nie mogę. Może za jakiś czas wrócę, bo sama historia jest ciekawa, bardzo lubię takie klimaty, ale teksty typu: "Dutch podeszedł blisko, siengnoł za krzesło, wzioł forse (...) dular to dużo piniendzy..." są po prostu męczące. Swoją drogą jestem ciekawa, jak wygląda oryginalny tekst. Czasem czytam książki w oryginale (tj. po angielsku), może błędy ortograficzne made in USA będą bardziej strawne. Czytanie powinno być przyjemnością, a nie drogą przez mękę, dlatego temu Ptaku na razie podziękuję. 

Przy okazji książki McBride'a przypomniało mi się, jak dobrych kilka lat nie mogłam przebrnąć przez, rewelacyjną skądinąd, książkę Jonathana Littella "Łaskawe". Ma ono około tysiąca stron, ale nie to było problemem. Po przeczytaniu jakichś 600-700 stron utknęłam, bo już nie mogłam psychicznie wytrzymać makabrycznych opisów przemocy, które dodatkowo pozbawione były jakichkolwiek emocji ze strony narratora. Narratorem w "Łaskawym" jest były nazistowski zbrodniarz, prawnik, wielbiciel piękna wszelakiego - Maximilian Aue. Littell doskonale zrekonstruował sposób myślenia wyzutego z ludzkich uczuć wykonawcy rozkazów. Może tylko mi się wydaje, że zrobił to świetnie (nie znam osobiście żadnego byłego oficera SS, więc muszę polegać na innych źródłach), ale fakt faktem, że język opisywanego bestialstwa jest bardzo sugestywny, Littell ociera się w wielu miejscach o pornografię, epatuje brutalnością i wysysa z czytelnika wszystkie soki. W końcu po paru miesiącach przerwy wróciłam, doczytałam do końca i z czystym sumieniem mogę książkę polecić. Uważam jednak, że na "Łaskawe" powinno zostać nałożone ograniczenie wiekowe. Można powiedzieć, że książek nie powinno się cenzurować. Ja sama nie chciałabym jednak przeczytać Littella mając np. 12 lat. "Łaskawe" jest ważnym wkładem w pamięć o straszliwych zbrodniach XX wieku, ale jednak zbyt przerażającym.

Jakie są Wasze nie-doczytane książki? Podzielcie się swoimi opiniami :)

piątek, 3 czerwca 2016

"PASAŻER 23" SEBASTIAN FITZEK

Brawa za reklamę i dobre chwyty marketingowe wydawcy, bo nawet ja dałam się nabrać. Dobry marketing plus pozytywne recenzje spowodowały, że zakupiłam książkę niemieckiego pisarza Sebastiana Fitzka (świetna odmiana nazwiska). "Pasażer 23" zamiast najbardziej przerażającym thrillerem od czasu "Milczenia owiec", okazał się być po prostu nie całkiem złym thrillerem na podróż pociągiem.
Martin Schwartz, policjant i psycholog, często działający pod przykrywką i wcielający się w rolę różnej maści psycholi i dewiantów, po dziwnym telefonie pewnej staruszki rusza na rejs przez Atlantyk słynnym wycieczkowcem "Sułtanem Mórz", żeby wyjaśnić śmierć żony i synka. Rzekome samobójstwo miało miejsce na tym właśnie statku przed pięcioma laty. Jak się okazuje "Sułtan Mórz" słynie z samobójstw i tajemniczych zniknięć, jak również z ich tuszowania z obawy przed mediami i utratą klientów. Na statku okazuje się, że jedno z tajemniczo zaginionych dzieci się odnalazło, błąkając po "Sułtanie", a w rękach trzymało dawną zabawkę Timmy'ego, synka naszego cudownego detektywa. Co Anouk robiła przez dwa miesiące, dlaczego nic nie mówi, kto ją porwał? No i co z Timmym? Mr Schwartz ma tak niesamowite szczęście, że właściwie bez trudu podąża po nitce do kłębka i już... A to, czego nie uda mu się wyjaśnić na statku, wyjaśni się po powrocie do Niemiec na skutek cudownego olśnienia. Interesujące? Średnio. Napięcie trzymało mnie gdzieś do setnej strony, po czym już tak mi się nie chciało czytać, że miałam ochotę przejść dwieście stron dalej i zakończyć podróż do Nowego Jorku jak najszybciej. Właściwie, gdyby nie miejsce, czyli Titanic naszych czasów, to książka jest stosunkowo nudna. Brak zwrotów akcji, bohaterowie: zbiorowisko pedofili, innych dewiantów i rzekomych naprawiaczy świata. I dlaczego nasz detektyw znowu musi mieć duży nos?! WTF? Czy policjant nie może chociaż raz być przystojny? Wiem, że główny bohater thrillerów powinien być charakterystyczny, ale może wypadałoby się trochę wysilić. To już wolę białe włosy prokuratora Szackiego z trylogii Miłoszewskiego.

Czas na podsumowanie. Z Niemców zdecydowanie wolę Charlotte Link. Niestety po kolejny niesamowicie przerażający thriller Fitzka nie sięgnę. Wspomniałam o Link - polecam więc jej najnowszy, całkiem przyzwoity thriller "Złudzenie" - wciągający, z lepszą intrygą, lepiej skonstruowanymi bohaterami i przyjemnymi okolicznościami przyrody.

Może macie inne zdanie i jednak wolicie Fitzka? Podzielcie się swoimi opiniami:)
Miłego czytania :)