Dzisiaj, Panie i Panowie: „Wszystko, co
lśni” Eleanor Catton (Kanadyjki wychowanej
i mieszkającej w Nowej Zelandii).
i mieszkającej w Nowej Zelandii).
Jak „głosi” okładka: „Jednocześnie
powieść wiktoriańska i literacki thriller. Ta diabelsko sprytnie skonstruowana,
absolutnie wyjątkowa książka potwierdza, że Catton jest jedną z najjaśniejszych
gwiazd na współczesnym pisarskim firmamencie”.
Powieść przeczytałam już jakiś czas
temu, więc z góry przepraszam za niezbyt „dokładną” recenzję. Za „dokładną”
rozumiem tu „szczegółową”. Wiele drobiazgów ulotniło się już z mojej pamięci,
ale pozostały pewne wrażenia, odczucia. Gdybym miała w ciągu paru sekund
opowiedzieć, co zapamiętałam, co pozostawiło ślad, napisałabym tak. Życie w XIX
wieku na obczyźnie, w nieznanym klimacie, na nieznanej ziemi, pośród osób – podobnym
tobie – szukającym szczęścia w życiu, jest niewyobrażalnie trudne. Na każdym
kroku czyha zło (pod różnymi postaciami), brud, trud i znój.
Powieść została napisana zgodnie z
przebiegiem faz księżyca. Stosownie do tego – pierwsza część jest najdłuższa i
kolokwialnie mówiąc, odrobinę rozwlekła – cóż jednak zrobić, gdy księżyc w
pełni. Ostatnia część, najkrótsza, liczy zaledwie niecałe dwie strony – księżyca
wszak już prawie nie widać. Autorka bardzo skrupulatnie podeszła do tematu księżyca,
układów gwiazd, horoskopów, znaków zodiaku, astrologii etc. Powiem szczerze, mnie
to jakoś nie zainteresowało za bardzo. Jest to oczywiście ciekawy element
powieści z uwagi na oryginalny pomysł, w jaki sposób „ułożyć” powieść, ale poza
tym jakoś mnie to nie poruszyło.
Akcja
powieści osadzona została w XIX-wiecznej „złotej” Nowej Zelandii, do której
ściągają tłumy poszukiwaczy. Szczęścia. Pieniędzy. Pracy. I tłumy uciekinierów.
Od złej sławy. Od rodziny. Od długów. Każdy zaczyna na nowo swoją historię. Emigranckie
życie poszukiwaczy złota i poszukiwaczy nowego życia pisarka połączyła w klimat
angielsko (ale nie-wiktoriańsko) - amerykański (kalifornijski).
Do
Hokitika przybywa Walter Moody, który odtąd będzie nam towarzyszył przy rozwikłaniu
zagadki (zagadek) kryminalnej, wokół której toczy się akcja powieści. Istotny
element fabuły stanowi tu przeznaczenie, które dało o sobie znać już na samym
początku. Z fatum wiąże się wątek miłosny, który pozostający niby na uboczu
powoli wychodzi na światło dzienne (paradoksalnie właśnie wtedy gdy światła
księżycowego ubywa). Splątane przez przeznaczenie losy dwóch bohaterów książki
wpływają na losy innych postaci.
Nie
wiedzieć czemu, powieść Catton nie przypomina mi powieści wiktoriańskiej, a
raczej dzieła Steinbecka (głównie „Na wschód od Edenu”, ale także „Grona
gniewu”). Tu Kalifornia i Salinas, tu Nowa Zelandia i Hokitika. Steinbeck pyta
o dobro i zło w człowieku, Catton również. Pisarzy łączy też styl pisania, ale
styl w sensie realizmu i romantyzmu – z jednej strony wspaniałe, bardzo realistyczne
i pieczołowicie skonstruowane opisy miast i sposobu życia mieszkańców Salinas i
Hokitiki, a z drugiej strony refleksyjne, romantyczne elementy powieści.
Refleksje Waltera Moody’ego (jedynego stojącego jakby obok wydarzeń, które
stanowią oś łączącą wszystkie wątki) dotyczące pojęcia „prawdy”, tego, co dla
danego człowieka jest prawdą mają wymiar wręcz liryczny.
Epickiego
rozmachu i zwrotów akcji nie brakuje, styl powieści cudny (wielkie brawa
również dla tłumacza). Co tu dużo pisać. Szykujcie się więc do czytania. Będzie
bardzo przyjemnie.:)
P.S.
Na koniec dygresja - chociaż na temat książek. Pewnie dużo osób delikatnie
mówiąc skrytykuje mój pogląd, ale przyznaję - nie podoba mi się (bardzo mi się
nie podoba) facebookowa zbiórka (raczej powinnam napisać zbieranina) osób,
które postanawiają przeczytać 52 książki w roku 2015. Absurd nad absurdami,
rzekomo mający zachęcić do czytania. Większej bzdury nie słyszałam. Jeżeli ktoś
kocha czytać, lubi, ma czas, ochotę, to po prostu czyta. Tyle. Większość moich
znajomych, przyjaciół, krewnych, bliskich mi osób – NIE CZYTA. Nie czyta w
ogóle. Czasem przeczyta Glamour albo Cosmo, od biedy Fakt lub lokalną prasę (część
męska przejrzy Playboya albo Przegląd Sportowy). Niektórzy od czasu do czasu
rzucą okiem na jakiś poradnik w stylu „jak żyć vs. jak schudnąć”, książkę
kucharską znanej blogerki lub przeczytają „50 twarzy Greya”. Znam dwie
(słownie: „dwie”!) osoby, które oprócz mnie NAPRAWDĘ CZYTAJĄ. I nie przeszkodzi
im w tym nawet wielkie, zbiorowe, międzynarodowe noworoczne postanowienie. Uff,
wyżaliłam się, już mi lepiej. Z góry przepraszam, jeżeli kogoś chcący-niechcący
obraziłam.
Miłego
wieczoru!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za pozostawienie każdego śladu w mojej przestrzeni:)